poniedziałek, 23 grudnia 2013

Święta, święta i.. ups ale brzuch!


W trakcie Świąt wszyscy jesteśmy łasuchami, bo jak można odmówić dokładki maminego serniczka i babcinych pierogów!

Jednak świąteczne obżarstwo to diabelna moc magii Świąt przed, którą trzeba umieć się skutecznie chronić, szczególnie jeśli w brzuszku już ma się małego, rozpychającego się lokatora. 


Dlatego też, w kolejnym artykule na Nadmorski24.pl, zatytułowanym "Święta, Święta i... ups, ale brzuch!" przedstawiamy PRZYKAZANIA ŚWIĄTECZNEGO ŻARŁOKA - czyli rady jak nie pęknąć przy świątecznym stole...;]


Czytamy zanim będzie za późno na wzięcie głębokiego wdechu:


PS Zdjęcie do artykułu trochę nas przeraża, ale woleliśmy to niż nasz ciężarówkowy bebzol 

niedziela, 15 grudnia 2013

Nie ma jak u mamy cz. 2

Na portalu Nadmorski24 ukazał się mój drugi artykuł o tym jak rozsądnie urządzić pokój dla niemowlaka. 



Tym razem w dekorowaniu pokoju kierujemy się tym co i w jaki sposób taki maluszek widzi, czyli jak sprostać jego wzrokowym wymaganiom. 

Dowiemy się jakie kolory i zabawki powinny znaleźć się w pierwszym kącie naszego maleństwa, tak aby cieszyły jego małe oczka. 
W skrócie - zrozumiemy na czym polega fascynacja czernią i bielą. 





Pierwsze zabawki kontrastowe
Czarne ozdoby nie oznaczają nudy


piątek, 13 grudnia 2013

Pokój Poli - najpiękniejsze 8m²

Jako dobrze wychowana 26-latka w pełni wierzę w moc bajek Disneya z mocą Pixara. Uwielbiam rozsiadać się w kinowym fotelu z kubełkiem popcornu podziwiając miliony kreskówkowych kolorów tworzonych przez grafików, szeroko rozdziawiając paszczę z wrażenia. Jednak w dziecięcym pokoju stawiam przede wszystkim na oryginalność i potrzeby mojego małego człowieka, dlatego Kubusia Puchatka czy rybki Nemo na ścianach nie zobaczycie. 
No chyba, że w mojej własnej wersji...

Koncepcję pokoju malucha tworzyłam w głowie już od pierwszych tygodni ciąży, w moich wyobrażeniach przewinął się świeży miętowy kolor ścian, łobuzerskie granatowe dodatki dla chłopaka, szare mebelki w stylu rustykalnym dla dziewczynki i nowoczesny dziecięcy design, gdybym obrała inną koncepcję. Podobało mi się wszystko co kojarzyło się z malutkimi dziecięcymi stópkami i słodką pyzowatą buzią! Jednak ostatecznie, zdecydowałam się na odrobinę magicznego lasu, którego koncepcja z dnia na dzień stawała się coraz bardziej rzeczywista.

Tydzień temu zakończył się etap zdobienia ścian, wykładania podłogi mięciutką wykładziną i wymiany okna – to niewątpliwie najbardziej dopieszczony pokój w całym mieszkaniu. 
I pomimo, że nie ma jeszcze wszystkich drobiazgów, zdobień i mebli to już jesteśmy z Grzegorzem zakochani w nim po uszy! Godzinami mogłabym w nim przesiadywać gapiąc się na ściany i dotykając delikatnej struktury bialutkiego jak śnieg łóżeczka wyłożonego kokosowym materacem. Oby Poli równie mocno przypadł do gustu.

Magiczny las Poli




Jutro dowiozą resztę mebli, już nie mogę się doczekać kiedy zobaczę gotowy pokój i przedstawię go w pełnej krasie! :)






piątek, 6 grudnia 2013

Pokój Poli, cz. 1

Wiadomo, że najwygodniejszym i najbezpieczniejszym miejscem jest brzuch mamy. Jednak prędzej czy później trzeba będzie z niego wyjść, bo jako ciężarówka dłużej niż do terminu nie pociągnę, obu nam zrobiłoby się za ciasno - poza tym co ja jestem, jakieś inkubatorowe SPA? ;)

Dlatego też, jakiś czas temu, ruszyły intensywne prace nad urządzaniem kąta naszego gryzonia. 

  • Mięciutka wykładzina jest
  • Ściany pomalowane
  • Okno wymienione

Ba! Nawet szarpnęliśmy się na ekskluzywny parapet! Ah... Będzie pięknie! 


Artystka Dorota przy pracy
















Prace na wysokościach





Efekty pokaże już niebawem :)

wtorek, 3 grudnia 2013

Dalej niż bliżej!

Wkroczyliśmy właśnie w 6 miesiąc naszego ciężarówkowego życia, przed nami już tylko 108 dni do terminu porodu (przynajmniej tego planowanego)

Jak na razie 6 miesiąc, kojarzy mi się z obrzydliwie gęstym syropem cukrowym wtłoczonym w mój przełyk! Proszkowa glukoza, wymieszana z odrobiną wrzątku każdego przyprawiłaby o zawrót głowy, szczególnie jeśli trzeba ją wypić o 7 rano, szczególnie kiedy jest się w ciąży ;] 
Mój organizm zaczął się aż pocić, zastanawiając się co najmądrzejszego wyprawiam – Wsuwa nad ranem karton czekolady, czy jak do cholery? Wyluzuj ciężarna kobieto! - I faktycznie musiałam nieciekawie wyglądać bo tata ciągle nerwowo powtarzał - Dziecko, tylko ty mi tu nie zemdlej proszę.

Także badanie krzywej cukrzycowej uważam za cicha zbrodnie. Ble, ble i jeszcze raz fe! Jak powiedziała Emila „To rozniosłoby nawet największego fana słodyczy” Zgadzam się w 100%!

23 tydzień diety - króliku już wiedzą, że coś poszło nie tak ;)
Dla naszej familii 6 miesiąc to także pierwsza wizyta w szkole rodzenia, już widzę, że będzie wesoło - ci przestraszeni, pełni głupiutkich pytań tatusiowie i kółeczko kobiet trzymających się dumnie za brzuszki - na swój sposób to odrobinę uroczy widok. Oh yeah.. będzie o czym pisać!
Tylko Poli ewidentnie się nie spodobało bo zaczęła wierzgać się jak Gołota na ringu, obkopując każdy centymetr mojego brzucha. Co za niecierpliwe dziecko, godzinę w ławce nie może nawet spokojnie wysiedzieć!

czwartek, 28 listopada 2013

Nie ma jak u mamy

Dzisiaj możecie poczytać Jeżową Skórkę również na portalu Nadmorski24.pl :)

Mój pierwszy artykuł nosi tytuł "NIE MA JAK U MAMY", czyli zestaw prostych wskazówek jak urządzić pokój swojego maluszka aby czuł się w nim jak najlepiej.


Mam nadzieję, że już niedługo artykułów będzie jeszcze więcej - będę informować na bieżąco :)












A teraz, zapraszam do lektury:
http://www.nadmorski24.pl/spoleczenstwo/16149-nie-ma-jak-u-mamy-czyli-pokoj-niemowlaka.html

środa, 20 listopada 2013

Weekend cieżarówki

W „ciąży leżącej” weekend pełen szaleństw nabiera zupełnie innego znaczenia ;)

Już w sobotę rano wypuszczono jeża z klatki - pod męskim, asekuracyjnym ramieniem męża, zabrano go do wielkiego trójmiejskiego Świata!

Śniadanie w magicznym klimacie CHWILI, zapach domowego pieczywa i jajecznica w towarzystwie tuńczykowej aksamitnej pasty. Niego w gębie! Aż Pola zaczęła się przyjemnie wiercić.
Potem mleczna kawa w jednej z sieciówkowych kawiarni, zapomnienie się w mięciutkim fotelu i już już...
...widzę na sobie wzrok mojego mężczyzny, bacznie przyglądającego się mi i mojego brzuchowi. No tak, czas wracać, nie ma co szaleć na pierwszy raz! Rozsądek przede wszystkim ;)

A z niedzieli idealnie pamiętam smak popcornu i galeriany tłok. I nic mi nie przeszkadzało, ani napadające na mnie zakupowe zombie, ani kiepski kinowy film (Don Jon raczej Oscara nie dostanie). Nawet długość reklam w Heliosie zasługiwała na oklaski - 11 minut! Multikino, możesz gryźć ziemię, już do ciebie nie wrócę!
No okey, państwo z CityBanku przekraczają wszelkie granicę nachalności, gdyby mogli wcisnęliby mi swoją ofertę cichaczem do tylnej kieszeni spodni. Aż ma się ochotę rzucić w nich czymś ciężkim kiedy 5x udają, że nie słyszą dobitnego „NIE, DZIĘKUJĘ!”.

No i tak właśnie mija szalony weekend „ciężarówki leżącej”. Dawniej pewnie nazwałabym tak spontaniczny wypad do Oslo lub pijacki weekend z wymyślnymi shotami w tle... Ale co zrobić, najwyraźniej Pola sobie nie życzy ;)

 
Ciasteczka babci Teresy
A dziś pierwsza po-zabiegowa wizyta kontrolna. Jeśli nasz szew ciągle jest tam gdzie zostawili go lekarze to być może czeka nas więcej takich dzikich przygód, np. sobotnia impreza urodzinowa u Beaty. Jakieś miękkie krzesło poproszę!


PS A tak rozpieszcza nas babcia Teresa! Na nasze szczęście zbiłyśmy z Polą słoik pełen ciasteczek rozbijając sobie widowiskowo spodnie na kolanie. Jestem przekonana, że mózg ciężarnych jest zdecydowanie gorzej dotleniony, co daje +10 do niezdarności ;)


poniedziałek, 11 listopada 2013

Dla łasucha

W dniu zabiegu, leżąc w szpitalu, zauważyłam, że w pewnym momencie śmignął mi między korytarzami kumpel z gimnazjum, odziany w biały, lekarski kitel.
Co tu robisz dzieciaku? - Pomyślałam i cicho zatopiłam się w pościeli. - A jeśli ma tu staż? A jeśli w ramach nauki statystuje przy zabiegach?! - Aż mnie mrowiło na całych plecach kiedy pomyślałam, że za godzinę mogłabym zobaczyć go ponownie, tym razem na sali operacyjnej, majstrującego przy moim kroczu!
Mam nadzieję, że nikomu z moich znajomych nie wpadnie do głowy genialny pomysł zostania lekarzem ginekologiem, bo zrobiłoby się mocno nieswojo. ;]


Ale tak naprawdę zupełnie nie o tym chciałam pisać. Dziś ma być coś w stylu ciążowego łasucha, czyli pomysł na szybki i „nie aż tak” groźny kalorycznie deser – Jabłka pod kruchą pierzynką.

Jestem przekonana, że co najmniej 50% składników nie macie w swoich kuchennych szafkach, dlatego zróbcie listę i zaopatrzcie się w:
  • jabłka
  • płatki owsiane
  • otręby żytnie
  • siemię lniane (najlepiej mielone)
  • kakao (nie jakieś szajsowate cuda nesquikowe, tylko normalne pudrowe DecoMorreno!)
  • miód (wystąpi tu w roli naszego kleju)
  • migdały w płatkach

  1. Jabłka obieramy ze skórki, usuwamy gniazda i kroimy w dużą kostkę - przekładamy do naczynia żaroodpornego.
  2. Całą resztę składników wrzucamy do miseczki i robimy w niej totalny mix - w proporcjach, które nam odpowiadają. Cukier ma skleić każdy ze składników tworząc „ciapkę”, więc naprawdę go nie żałujmy, a kakao nadaje delikatnego smaku czekolady, pamiętajmy jednak, że nie jest słodkie, więc myślę, że 1 łyżeczka spokojnie wystarczy.
  1. Miksturę dorzucamy do jabłek i staramy się ją rozprowadzić między nimi paluchami. Nie bójcie się pobrudzić, na pewno macie w kuchni jakiś zlew i bieżącą wodę ;)
  2. Naczynie zamykamy i wrzucamy do nagrzanego do 180° piekarnika na środkowy ruszt.
  3. Całość pieczemy 20 min, ale po 10 min zdejmujemy pokrywkę i wierzch posypujemy migdałami. Pokrywka może już wylądować w zlewie, nie będzie potrzebna.

    No i voila!

A dla meeeega łasuchów lub osób z chronicznym niedoborem cukru radzę dokupić:
  • lody
  • masło
  • cukier brązowy
  • mąka

W osobnej miseczce możemy zrobić kruszonkę z cukru, masła i mąki, która rozdrobniona między paluchami wyląduje na szczycie jabłkowej mikstury. A na koniec bach! Gałeczka lodów na talerz, a może i dwie, a nawet trzy!

Chociaż ja naprawdę zatrzymałabym się na pierwszym etapie gotowania, kruszonkę i lody zostawiając na lepsze czasy ;)





środa, 6 listopada 2013

Niech no tylko ją zobaczę!

Niech no tylko wyjdzie z brzucha, niech no tylko ją zobaczę, od razu przysłowiowo dostanie od matki strzała w tyłek ;]
Łobuz

Żeby taki ból w szpitalu mi zafundować i to tuż po swoich własnych 20-tygodniowych połowinkach. To co dopiero będzie wyrabiać po 18-nastych urodzinach?! No kończyny opadają ;)

Przez pierwsze 30 minut po zabiegu byłam przekonana, że moje dziecko to jakiś nieletni przemytnik, który umówił się z lekarzami żeby Ci przekazali mu podczas mojej narkozy nożyczki, aby zrealizować jakiś niecny plan ucieczki. Bogu dzięki, że brzuchatkom też należy się mała dawka kroplówkowego znieczulacza, chociaż się trochę naćpać człowiek może.

No i leżę tu już 3 dzień z wielkimi ciężarówkami, co to lada chwila mogą mi na sali urodzić, ja z tym swoim skromnym, ledwo wystającym zza koszuli nocnej kabrioletem. Raczymy się mortadelami i zimnymi parówkami, popijając całość ciapką kawy zbożowej z mlekiem.
Mmm... Lepiej niż w nadmorskim SPA ;)

PS Dziękujemy małej Zuzi za siaty ciuchów. Teraz to na pewno mamy zapas różowości na pierwsze miesiące!





sobota, 2 listopada 2013

Półmetek

W piątek stuknął nam ciążowy półmetek, 20 tygodni za i przed nami!

Dziś przychodzą do nas goście, w pełnym ich 3-osobowym składzie rodzinnym, co oznacza, że na chwilę mogę zaszaleć zdzierając z siebie drechy i zakładając totalny szał modowego designu – moje pierwsze spodnie ciążowe!

Rozmiar 38, kolor niepozorny-zielony, brzmi standardowo i wcale nie przeraża tak jak mi się wydawało - mimo że gumę mogłabym spokojnie naciągnąć sobie na uszy! ;] No i ku mojej uciesze Grzegorz obśmiał mnie stwierdzając, że większy brzuch to ma on i to bez wypicia zimnego piwka. 
Ale spokojnie, spokojnie tatuśku – daj nam czas, jeszcze wybuchniemy niczym morski rybojeż Fugu!

Pierwsze babsko-różowe odzienie.


Tymczasem jak dumny tata ogłosił na największym środku komunikacji społecznościowej, Tadzik jednak zgubił gdzieś swój ogonek, więc najprawdopodobniej mamy tu do czynienia z małą Apolonią, Polą :)











PS Mojego trybu leżącego nastąpił ciąg dalszy. Czuję się wyśmienicie dlatego czasem wydaje mi się, że doktorek robi sobie niezłego psikusa i całą tą historię o za krótkiej szyjce po prostu wymyślił będąc w zmowie z moim mężem! :>

wtorek, 29 października 2013

Przykucie

Przykucie do łóżka nie zawsze wiąże się z dzikim seksem i puchatymi różowymi kajdankami.


Na własnej skórze przekonuję się, że czasem chodzi o inny rodzaj łóżkowej gry - przymusowe przyszycie sobie do tyłka materaca, wciśnięcie pod szyje zestawu poduszek i możliwość chodzenia po domu na odległość 3 m po linii prostej, niczym na więziennym spacerniaku.

Jak widać moja mała @ już od maleńkości zażyczyła sobie mocno leniwy tryb życia i wygląda na to, że nie zamierza odpuścić. Cwaniak już nieźle zaczął mną rządzi i mieszać w trybie dnia.

Ale, że rozsądna ze mnie kobieta (Bóg mi świadkiem, że robię co mogę!!!) to dla dobra mojego rosnącego brzuchola, staram się słuchać Pana doktorka i internetowo wyedukowanego na temat mojej przypadłości męża. 
Dystansuję się do całej sytuacji wyobrażając sobie, że od paru dni jestem na ekskluzywnych wakacjach w 5 gwiazdkowym hotelu, gdzie służba miota się wokół mnie w popłochu wyręczając mnie z najprostszych czynności, podczas gdy ja obijam się królewsko, popijając trunki kolorową słomką. 
Staram się nie zauważać miotającego się po podłodze kurzu i sterty ciuchów wołających błagalnie z kosza „proszę wyprasuj nas!”. A okna w domu wcale nie są brudne, po prostu zaatakował je bliżej niezidentyfikowany jesienny pył.

No i tak namiętnie lecą mi ostatnie dni - spacer na sikanko, spacer po herbatę, spacer na sikanko i znów herbata. Ach...Ten smak popijanej mięty, rumianku i melisy, jakże kuszący! Najlepsze drinki Beaty tego nie pobiją, mówię wam :p

PS W zeszłym tygodniu mała @ zaczęła się ruszać, muskając delikatnie mój brzuch i regularnie zaznaczając swoją maleńką obecność. To tak genialne uczucie, że już wybaczyłam jej te przymusowe, drobne niedogodności!



wtorek, 22 października 2013

O oszustwach




Człowiek spotyka na swojej drodze cały wysyp ludzi, tych bardziej i mniej popierdolonych, tych pomylonych totalnie też. Ale prawidłowość, którą jestem w stanie dostrzec przy każdej nowej znajomości to to, że każdy z nich oszukuję się permanentnie i namiętnie.
Jeden zje ciasto i powie, że to przecież owsiane i niegroźne, drugi zaleje ważny egzamin i wytłumaczy się nierealnymi oczekiwaniami wykładowcy, a jeszcze inny rąbnie kogoś na pasach dla pieszych i uparcie będzie głosił, że zebra tak poziomo ustawiona była, że ni chuchu nie było szans jej dostrzec.
I mimo że kłamstwa te mają różne natężenie, gęstość czy charakter, to cel ich pozostaje jeden – usprawiedliwienie siebie i zwalenie winy na wymyślony obiekt anonim.
  • A bo utyłam od hormonów, wcale przecież nie od cukru w milionie zjedzonych ciastek.
  • A bo wykładowca się uwziął, pies jeden zemsty złakniony.
  • A bo co za kretyn, niedouk te pasy maluje w takim miejscu gdzie ja się ich kompletnie nie spodziewam.
Słabe to mocno i wydaje mi się, że ma tak krótkie nogi, że prędzej czy później wywali się na własny pysk jak niedźwiedź biegnący z górki.

Ale „na co to komu?” - jak mawia Tomasz. Więc weź się ogarnij człowieku, przyznaj do porażki, zbierz do kupy i drugi raz takich głupstw nie rób – zapewniam, że to genialna recepta na lepsze życie!

...No a potem odetchnij i zrób racuchy z dyni. Bo jesień, bo październik :)


niedziela, 13 października 2013

Kanapkowy End

Przed 6 rano moje całe ciało wydaje się być zdecydowanie cięższe, domaga się grawitacyjnego przyciągania w pozycji horyzontalnej, dotyku twardego, stanowczego materaca i bliskości miękkiej poduszeczki pod głową. A jakby tego było mało, mój brzuch coraz częściej zaczyna ostatnio żebrać o poranną dawkę drzemki i ewidentnie przestało mu już pasować parogodzinne stanie nad kuchennym blatem podczas dziergania kanapek.

[Bo jak wcześniej wspominałam zajmowałam się tworzeniem kanapek, które następnie, z rąk mojego rozgadanego ojca, trafiały na firmowe biurka Trójmiasta.]

No i takim sposobem ciąża zablokowała mi mój pierwszy bardzo miniaturowy, biznesowy sukces - zwiastując nieubłaganie kanapkowy end. Zaczęłam, więc zauważać, że ten ledwo zarysowany przez małego człowieka nowy fałd brzuszny, całkowicie zawładnął moim jestestwem. Dla niego robię wygibasy na wielkiej dmuchanej piłce, ćwiczę mięśnie kegla w lekarskich poczekalniach i regularnie daję sobie upuszczać krew z żył, jeszcze za to płacąc! Warzywa zaczęłam kupować - te zdrowsze, mięso - to lepsze, książki czytać – te inteligentniejsze, wychodzić na spacery – te dłuższe, herbaty pić – te nieczarne.

Oficjalnie zamieniam się w mały inkubator na nóżkach, zawsze zwarty i gotowy do 24 godzinnej służby. Żegnajcie kanapkowe pieniążki, satysfakcja z pracy i radość robienia tego co się nawet lubi.

- Witaj blogu, moja intelektualna mikrofalówko! Witaj świecie ciąży i czasie zmian, tych obcych i trochę jeszcze strasznych! Witaj mój brzuchu, nareszcie zaczynam cię dostrzegać. 

Ach...Moje porannej kanapeczki! Jeszcze do Was wrócę :)
http://instagram.com/panbagieta

poniedziałek, 30 września 2013

Słodki ciężar ciążowego chaosu

Ciąża okazuję się być najdziwniejszym okresem w moim dotychczasowym, ponad ćwierćwiecznym życiu. 15 tygodniowy okres wykluwania się we mnie małego, małpiego potomka nieźle zakręcił moim Światem. 
  • 5:30 pobudka – o Boże, chcę mi się rzygać. Nie, nie rzygać, zjadłabym coś. Nieee, wole coś wypić. Ale zaraz, czy ja sikałam? O Boże, mój pęcherz!
Przez kolejne, ponad 2 godziny zasuwam robiąc kanapki (nie, nie mam aż takiego apetytu, wszystko idzie pod sprzedaż..;]) wzdychając głośno co jakiś czas, niby to z przemęczenia, zaspania, niedospania, bólu pleców czy innych brzucho-rosnących dolegliwości.
  • 8:00 sprzątanie - „Kto do jasnej cholery codziennie napierdala tak odkurzaczem nad ranem?!” Taaaa, sąsiedzi kochają mnie słysząc po raz kolejny rozkoszne buczenie, które niczym sikoreczka budzi ich zbyt wcześnie.

  • 9:00 - Mam mnóstwo energii, może pójdę pobiegać albo napiszę jakąś przeambitną książkę? Tak to będzie bestseller, hit nad hitami! Gdzie jest mój laptop, mam tyle pomysłów, tyle genialnych zdań ze mnie wypływa!

  • 9:10 – Jestem taka zmęczona, muszę się położyć.

  • 9:20 – Muszę popracować, gdzie do jasnej ciasnej jest ten cholerny laptop??

  • 9:30 – Ale zaraz, czy ja jadłam śniadanie?!

  • 9:40 – Czy ja brałam dziś leki?!

I tak w kółko, cały Boży dzień, wielki recycling myśli i czynności. Zabieram się za coś żeby uświadomić sobie, że jestem zbyt zmęczona by to w ogóle robić. Mózg pracuje na zwiększonych obrotach ale jednak jakby tak jakoś słabiej, jakby jakieś trybiki nie do końca wskakiwały tam gdzie powinny.

Bo ciąża nie ma nic wspólnego z ekstazą spokoju, jogą i muzyką poważną puszczaną brzuszkowi. Ciąża to chaos, piękny i cudowny, ale równie też mocno popieprzony. I cieszę się, że jestem w centrum tego tornada, skłębionego i napuszonego.


No i w końcu ma się pretekst aby przy niedzielnych zakupach bezkarnie chwycić jakąś pluszową słodycz! ;)

środa, 11 września 2013

Co to, ta jeżowa skórka?

Jeśli wiesz pod jakim kątem drapać jeża to jego igły nie będą dla ciebie cierpką przygodą. Mięciutka struktura i uśmiechnięty różowy pyszczek potrafią wiele, jeśli tylko odpowiednio się do nich podejdzie.
Ale czy jeż potrafi w ogóle podrapać sam siebie? No chyba nie, a bo to za krótką ma łapkę albo igły włażą mu pod paznokcie. Dlatego też każdy jeż musi mieć swojego iskatora, co by go tam co jakiś czas odpowiednio dopieścił.

I o ile faktycznie w tej opowieści chodzi o ssaka, o tyle na pewno nie tego zwierzacznie-jeżowatego, a zwykłego – człowiecznego.
I jeżem będę tu ja, a iskać będzie mnie mąż, który od 3 i 1/2 roku skutecznie mnie oswaja.

Przedstawiam wam bloga, który powstał aby zaspokoić moją artystyczną próżność i zostać miejscem kumulacji moich myśli, tych czarnych i tych różowych.



Zdjęcie pobrane z pewnego profilu na instagramie, za którym regularnie poczłapuje: 
http://instagram.com/darcytheflyinghedgehog