Przed 6 rano moje całe
ciało wydaje się być zdecydowanie cięższe, domaga się
grawitacyjnego przyciągania w pozycji horyzontalnej, dotyku
twardego, stanowczego materaca i bliskości miękkiej poduszeczki pod
głową. A jakby tego było mało, mój brzuch coraz częściej
zaczyna ostatnio żebrać o poranną dawkę drzemki i ewidentnie
przestało mu już pasować parogodzinne stanie nad kuchennym blatem
podczas dziergania kanapek.
[Bo jak wcześniej
wspominałam zajmowałam się tworzeniem kanapek, które następnie,
z rąk mojego rozgadanego ojca, trafiały na firmowe biurka
Trójmiasta.]
No i
takim sposobem ciąża zablokowała mi mój pierwszy bardzo
miniaturowy, biznesowy sukces - zwiastując nieubłaganie kanapkowy
end. Zaczęłam, więc zauważać, że ten ledwo zarysowany przez
małego człowieka nowy fałd brzuszny, całkowicie zawładnął moim
jestestwem. Dla niego robię wygibasy na wielkiej dmuchanej piłce,
ćwiczę mięśnie kegla w lekarskich poczekalniach i regularnie daję
sobie upuszczać krew z żył, jeszcze za to płacąc! Warzywa
zaczęłam kupować - te zdrowsze, mięso - to lepsze, książki
czytać – te inteligentniejsze, wychodzić na spacery – te
dłuższe, herbaty pić – te nieczarne.
Oficjalnie
zamieniam się w mały inkubator na nóżkach, zawsze zwarty i gotowy
do 24 godzinnej służby. Żegnajcie kanapkowe pieniążki,
satysfakcja z pracy i radość robienia tego co się nawet lubi.
- Witaj
blogu, moja intelektualna mikrofalówko! Witaj świecie ciąży i
czasie zmian, tych obcych i trochę jeszcze strasznych! Witaj mój brzuchu, nareszcie zaczynam cię dostrzegać.
Ach...Moje porannej kanapeczki! Jeszcze do Was wrócę :) http://instagram.com/panbagieta |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz