czwartek, 28 listopada 2013

Nie ma jak u mamy

Dzisiaj możecie poczytać Jeżową Skórkę również na portalu Nadmorski24.pl :)

Mój pierwszy artykuł nosi tytuł "NIE MA JAK U MAMY", czyli zestaw prostych wskazówek jak urządzić pokój swojego maluszka aby czuł się w nim jak najlepiej.


Mam nadzieję, że już niedługo artykułów będzie jeszcze więcej - będę informować na bieżąco :)












A teraz, zapraszam do lektury:
http://www.nadmorski24.pl/spoleczenstwo/16149-nie-ma-jak-u-mamy-czyli-pokoj-niemowlaka.html

środa, 20 listopada 2013

Weekend cieżarówki

W „ciąży leżącej” weekend pełen szaleństw nabiera zupełnie innego znaczenia ;)

Już w sobotę rano wypuszczono jeża z klatki - pod męskim, asekuracyjnym ramieniem męża, zabrano go do wielkiego trójmiejskiego Świata!

Śniadanie w magicznym klimacie CHWILI, zapach domowego pieczywa i jajecznica w towarzystwie tuńczykowej aksamitnej pasty. Niego w gębie! Aż Pola zaczęła się przyjemnie wiercić.
Potem mleczna kawa w jednej z sieciówkowych kawiarni, zapomnienie się w mięciutkim fotelu i już już...
...widzę na sobie wzrok mojego mężczyzny, bacznie przyglądającego się mi i mojego brzuchowi. No tak, czas wracać, nie ma co szaleć na pierwszy raz! Rozsądek przede wszystkim ;)

A z niedzieli idealnie pamiętam smak popcornu i galeriany tłok. I nic mi nie przeszkadzało, ani napadające na mnie zakupowe zombie, ani kiepski kinowy film (Don Jon raczej Oscara nie dostanie). Nawet długość reklam w Heliosie zasługiwała na oklaski - 11 minut! Multikino, możesz gryźć ziemię, już do ciebie nie wrócę!
No okey, państwo z CityBanku przekraczają wszelkie granicę nachalności, gdyby mogli wcisnęliby mi swoją ofertę cichaczem do tylnej kieszeni spodni. Aż ma się ochotę rzucić w nich czymś ciężkim kiedy 5x udają, że nie słyszą dobitnego „NIE, DZIĘKUJĘ!”.

No i tak właśnie mija szalony weekend „ciężarówki leżącej”. Dawniej pewnie nazwałabym tak spontaniczny wypad do Oslo lub pijacki weekend z wymyślnymi shotami w tle... Ale co zrobić, najwyraźniej Pola sobie nie życzy ;)

 
Ciasteczka babci Teresy
A dziś pierwsza po-zabiegowa wizyta kontrolna. Jeśli nasz szew ciągle jest tam gdzie zostawili go lekarze to być może czeka nas więcej takich dzikich przygód, np. sobotnia impreza urodzinowa u Beaty. Jakieś miękkie krzesło poproszę!


PS A tak rozpieszcza nas babcia Teresa! Na nasze szczęście zbiłyśmy z Polą słoik pełen ciasteczek rozbijając sobie widowiskowo spodnie na kolanie. Jestem przekonana, że mózg ciężarnych jest zdecydowanie gorzej dotleniony, co daje +10 do niezdarności ;)


poniedziałek, 11 listopada 2013

Dla łasucha

W dniu zabiegu, leżąc w szpitalu, zauważyłam, że w pewnym momencie śmignął mi między korytarzami kumpel z gimnazjum, odziany w biały, lekarski kitel.
Co tu robisz dzieciaku? - Pomyślałam i cicho zatopiłam się w pościeli. - A jeśli ma tu staż? A jeśli w ramach nauki statystuje przy zabiegach?! - Aż mnie mrowiło na całych plecach kiedy pomyślałam, że za godzinę mogłabym zobaczyć go ponownie, tym razem na sali operacyjnej, majstrującego przy moim kroczu!
Mam nadzieję, że nikomu z moich znajomych nie wpadnie do głowy genialny pomysł zostania lekarzem ginekologiem, bo zrobiłoby się mocno nieswojo. ;]


Ale tak naprawdę zupełnie nie o tym chciałam pisać. Dziś ma być coś w stylu ciążowego łasucha, czyli pomysł na szybki i „nie aż tak” groźny kalorycznie deser – Jabłka pod kruchą pierzynką.

Jestem przekonana, że co najmniej 50% składników nie macie w swoich kuchennych szafkach, dlatego zróbcie listę i zaopatrzcie się w:
  • jabłka
  • płatki owsiane
  • otręby żytnie
  • siemię lniane (najlepiej mielone)
  • kakao (nie jakieś szajsowate cuda nesquikowe, tylko normalne pudrowe DecoMorreno!)
  • miód (wystąpi tu w roli naszego kleju)
  • migdały w płatkach

  1. Jabłka obieramy ze skórki, usuwamy gniazda i kroimy w dużą kostkę - przekładamy do naczynia żaroodpornego.
  2. Całą resztę składników wrzucamy do miseczki i robimy w niej totalny mix - w proporcjach, które nam odpowiadają. Cukier ma skleić każdy ze składników tworząc „ciapkę”, więc naprawdę go nie żałujmy, a kakao nadaje delikatnego smaku czekolady, pamiętajmy jednak, że nie jest słodkie, więc myślę, że 1 łyżeczka spokojnie wystarczy.
  1. Miksturę dorzucamy do jabłek i staramy się ją rozprowadzić między nimi paluchami. Nie bójcie się pobrudzić, na pewno macie w kuchni jakiś zlew i bieżącą wodę ;)
  2. Naczynie zamykamy i wrzucamy do nagrzanego do 180° piekarnika na środkowy ruszt.
  3. Całość pieczemy 20 min, ale po 10 min zdejmujemy pokrywkę i wierzch posypujemy migdałami. Pokrywka może już wylądować w zlewie, nie będzie potrzebna.

    No i voila!

A dla meeeega łasuchów lub osób z chronicznym niedoborem cukru radzę dokupić:
  • lody
  • masło
  • cukier brązowy
  • mąka

W osobnej miseczce możemy zrobić kruszonkę z cukru, masła i mąki, która rozdrobniona między paluchami wyląduje na szczycie jabłkowej mikstury. A na koniec bach! Gałeczka lodów na talerz, a może i dwie, a nawet trzy!

Chociaż ja naprawdę zatrzymałabym się na pierwszym etapie gotowania, kruszonkę i lody zostawiając na lepsze czasy ;)





środa, 6 listopada 2013

Niech no tylko ją zobaczę!

Niech no tylko wyjdzie z brzucha, niech no tylko ją zobaczę, od razu przysłowiowo dostanie od matki strzała w tyłek ;]
Łobuz

Żeby taki ból w szpitalu mi zafundować i to tuż po swoich własnych 20-tygodniowych połowinkach. To co dopiero będzie wyrabiać po 18-nastych urodzinach?! No kończyny opadają ;)

Przez pierwsze 30 minut po zabiegu byłam przekonana, że moje dziecko to jakiś nieletni przemytnik, który umówił się z lekarzami żeby Ci przekazali mu podczas mojej narkozy nożyczki, aby zrealizować jakiś niecny plan ucieczki. Bogu dzięki, że brzuchatkom też należy się mała dawka kroplówkowego znieczulacza, chociaż się trochę naćpać człowiek może.

No i leżę tu już 3 dzień z wielkimi ciężarówkami, co to lada chwila mogą mi na sali urodzić, ja z tym swoim skromnym, ledwo wystającym zza koszuli nocnej kabrioletem. Raczymy się mortadelami i zimnymi parówkami, popijając całość ciapką kawy zbożowej z mlekiem.
Mmm... Lepiej niż w nadmorskim SPA ;)

PS Dziękujemy małej Zuzi za siaty ciuchów. Teraz to na pewno mamy zapas różowości na pierwsze miesiące!





sobota, 2 listopada 2013

Półmetek

W piątek stuknął nam ciążowy półmetek, 20 tygodni za i przed nami!

Dziś przychodzą do nas goście, w pełnym ich 3-osobowym składzie rodzinnym, co oznacza, że na chwilę mogę zaszaleć zdzierając z siebie drechy i zakładając totalny szał modowego designu – moje pierwsze spodnie ciążowe!

Rozmiar 38, kolor niepozorny-zielony, brzmi standardowo i wcale nie przeraża tak jak mi się wydawało - mimo że gumę mogłabym spokojnie naciągnąć sobie na uszy! ;] No i ku mojej uciesze Grzegorz obśmiał mnie stwierdzając, że większy brzuch to ma on i to bez wypicia zimnego piwka. 
Ale spokojnie, spokojnie tatuśku – daj nam czas, jeszcze wybuchniemy niczym morski rybojeż Fugu!

Pierwsze babsko-różowe odzienie.


Tymczasem jak dumny tata ogłosił na największym środku komunikacji społecznościowej, Tadzik jednak zgubił gdzieś swój ogonek, więc najprawdopodobniej mamy tu do czynienia z małą Apolonią, Polą :)











PS Mojego trybu leżącego nastąpił ciąg dalszy. Czuję się wyśmienicie dlatego czasem wydaje mi się, że doktorek robi sobie niezłego psikusa i całą tą historię o za krótkiej szyjce po prostu wymyślił będąc w zmowie z moim mężem! :>