środa, 30 lipca 2014

Wakacje Apolonii - cz. 1

Jakiś czas temu przeżyliśmy nasze pierwsze rodzinne wakacje. Bycie w trojkę przez 7 dni w tygodniu, 24 h na dobę, to nie to samo co krótki weekend spędzony razem.


Wiem, że są rodzice, którzy nie cackają się i swojego noworodka potrafią wyciągnąć w daleką podróż zawijając go w chustę i z jednym plecakiem wskakując do zatłoczonego pociągu. Nie wiem na ile podoba się to ich dzieciom, ale znam już trochę swoją córkę i przypuszczam, że na takiej wyprawie żadna z nas by nie wypoczęła. Dlatego zanim porwiecie się na zdobywanie Kilimandżaro zastanówcie się na ile będzie to dla was WSZYSTKICH przyjemne. Jeśli jednak waszej rodzinie taki system spędzania wolnego czasu odpowiada, to nie widzę żadnych przeciwwskazań żeby trochę zaszaleć.
Od kiedy pojawiła się Apolonia, mam spory problem z 'planowaniem', szczególnie kiedy na zewnątrz żar tropików a moja córa na sam widok słońca zachowuje się jak wkurzony nietoperz. Dlatego postawiliśmy na spontaniczne, codzienne podróże do Trójmiasta, w którym oboje z mężem czujemy się najlepiej, a do którego dojazd jest w miarę szybki.



Nie planowaliśmy zbyt wiele szczegółów, naszym priorytetem było dobre jedzenie i długie spacerowanie.
Spacer z mrożoną kawą w ręku, karmienie małej w parku, obiad w ulubionym miejscu i kolejny spacer. Brzmi prosto i nudno? Prosto pewnie tak, ale nudno??? Brakujących wrażeń zawsze dołoży Ci dziecko ;)

Mała zachwycona bo nie ma nic lepszego niż permanentne trzęsawki w gondoli i podawane na świeżym powietrzu mleko prosto z mamy. Rodzice wypoczęci, naładowani energią na dalszą prace i zmaganie się z codziennością.
Szkoda tylko, że po tak mile spędzonym czasie tata musi wrócić do pracy, a my z Polą do swoich codziennych rytuałów w duecie. Jej będzie brakować głupkowatych i zawsze śmiesznych żartów taty, mi kolejnej pary rąk do pomocy i psychicznego (pół)luzu.


A w następnym wpisie pokażę miejsca, które udało nam się odwiedzić na wakacjach.   

czwartek, 10 lipca 2014

Wakacyjne śniadania

Nie ma nic lepszego od rozpoczęcia weekendu rodzinnym, wypaśnym śniadaniem!
Dlatego też, jak na prawdziwych Milewczyków przystało, co sobotę staramy się śniadaniować poza domem, a miejscem, które już dwukrotnie mieliśmy okazję odwiedzić jest Targ Śniadaniowy w Sopocie.

Skwer obok Urzędu Miasta Sopot na jeden dzień zamienia się w pachnący pysznym jedzeniem przybytek dla głodnych o poranku brzuszków. Myślę, że gdyby ściszyć szum rozmów, prask gotowania i szelest wydawanej reszty na pewno można by usłyszeć kilka cichych burczeń ;)

Pierwszy raz na Targu Śniadaniowym


Na Targu Śniadaniowym nie tylko można się porządnie najeść ale i zrobić zapasy do domowej spiżarenki. Skwer obładowany jest stoiskami z domowymi ciachami, konfiturami, pieczywem, miodami, serami, wędlinami czy rybami. Wszystko jest ekologiczne i z własnych upraw, przygotowywane według rodzinnych przepisów.


- Małpo, sok czy herbata?


Nie chcesz kupować? Degustuj do woli! Tu nikt nikomu dobrego smaku nie broni, a sprzedający aż proszą cię o spróbowanie swoich smakołyków (pozdrawiam Panią ze stoiska serowego, cudem jest oprzeć się jej charyzmie i nic nie kupić!).

Po ciąży jestem strasznie niezdecydowana i widząc tyle dobroci łaziłam wte i wewte zastanawiając się na co mam ochotę i co idealnie będzie współgrało z moim głodem.
Na początek mały aperitif w postaci owsianego ciasteczka słodzonego miodem. Nie tylko piękne i smaczne, ale również zdrowe.



No a potem GOOOOOFER, czyli wizyta w food trucku GOFER sweet & spicy. Dla mnie z gęstym jogurtem i miodem, Grzegorz poszedł w bardziej wytrawne klimaty i skusił się na łososia ze szczypiorkiem i twarożkiem. Niebo w gębie to mało powiedziane.. A do tego jaki miły Pan za ladą ;)



Gofry rządzą! 



Na koniec sok tłoczony z jabłek i malin, a do domu zapasy – dżem malinowy, kaszubski miód lipowy, żytni chleb na zakwasie i tartaletka z pomidorami, serem i oliwkami, na drogę dla mężołasucha.





Oszczędzajcie kalorie i wpadajcie na Targ Śniadaniowy. 
Szkoda byłoby nie zaliczyć takiego miejsca w wakacje.