czwartek, 8 stycznia 2015

Kupa żalu do matek - cz. 1

W sieci toczy się afera kupowa. Nikt nie umarł, nikt tu nie jest sławny, nikt nie dorobił sobie trzeciej nogi i nie przyleciał z kosmosu. A mimo to akcja nabiera rozpędu a mała kupka urosła do wielkości wielkiego kałowego wulkanu wybuchającego smrodem wśród matek.

Wszystko zaczęło się od tekstu „Pampers z niespodzianką. To nie jest felieton przeciwko matkom” autorstwa Agnieszki Kublik, która byłą świadkiem jak matka zmieniała dziecku pampersa w włoskiej restauracji w Warszawie. Szczegóły znajdziecie TU.

Przeczytałam i wkurzyłam się diabelni (choć paść powinno tu ostrzejsze sformułowanie). Niestety ale nie jestem w stanie przewidzieć kiedy moje dziecko zostanie dopadnięte przez potrzebę fizjologiczną grubszego kalibru, a „zawczasu” pieluchy zmienić się nie da. Być może wy macie inne doświadczenia, być może potraficie załatwić się na zapas i też uczycie tego swoje dzieci. Jeśli tak to czekam na wskazówki, bo zaufajcie mi, nie jest dla mnie niczym przyjemnym wąchanie pupy swojego dziecka w miejscu publicznym żeby sprawdzić czy nie ma tam dla mnie niespodzianki. Nie jest również dla mnie rozrywką szukanie po całym mieście przewijaka (tu serdecznie pozdrawiam Sopot gdzie wejście do windy w publicznej toalecie zastawione jest automatami do kawy) bądź co gorsza zmienianie dziecku pampersa na podłodze w restauracyjnej toalecie.
Denerwuje mnie kiedy ktoś wypowiada się o dzieciach jak o podgatunku, którego nie powinno się wprowadzać w wybrane miejsca. Do restauracji nie – bo szybko się nudzą, do hotelu nie – bo płaczą za ścianą, do parku nie – bo straszą gołębie, do ZOO nie – bo płoszą zwierzęta. Paranoja paranoi! Lepiej w tym kraju traktuje się Yorki, które schowane za płaszczem swojej Pani nabierają ludzkich praw. I dobrze, bo choć psów nie lubię, to nie przeszkadza mi to, że są obecne w moim życiu.
Przez osoby jak Pani Agnieszka wbrew sobie wstydzę się tego, że jestem matką. Kiedy Apolonia zaczyna marudzić w miejscu publicznym szybko biorę ją na ręce żeby się nie rozpłakała. Kiedy w pobliżu nie ma przewijaka wpadam w paniczną gorączkę. Boję się, że ja lub moje dziecko zrobimy coś nieakceptowalnego społecznie. Ale kiedy ktoś w pociągu rzuca kurwikami jak przecinkami to wszystko jest ok. Kiedy mężczyzna obsikuje drzewo w parku, bo akurat natchnęło go aby oddać mocz, wszystko jest ok. Kiedy jakiś dżolero opowiada jak to wybzykał przez weekend pół dyskoteki, jest ok, nikogo to nie razi, nikt o tym nie piszę. Ale kupa w restauracji? Skandal i niedowierzanie!

Mimo strachu nie dam się zamknąć z moim dzieckiem w domu, bo moim zadaniem jest pokazywać mu cały Świat, nie tylko ten ograniczony płotkiem na placach zabaw. Nie karze nikomu mieć dzieci, niektórzy nawet nie powinny się do tego zabierać, ale uważam, że odrobina empatii jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Często lincz na matkach odbywa się przez niematki, a dla mnie to tak jakbym prawiła morały o życiu w celibacie – Nie znam się, to się nie wypowiadam. Nie doświadczyłam czegoś to nie głoszę o tym prawd.



Aha... I w ramach oświecenia, pampers nie jest tylko kolorowym opakowaniem na pupkę, które widzimy w reklamach – zdradzę wam w tajemnicy, że tak naprawdę to zbiornik na śmierdzący ładunek (Bóg mi świadkiem, że śmierdzący!) kup i sików. A słodkie, malutkie bobaski o zaróżowionych policzkach również doświadczają potrzeby wydalania i umiejętność tą demonstrują już pierwszego dnia na świecie. Tak więc kupa jest z nami od zawsze. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz