Mimo że przeczytałam tuziny książek o ciąży, narodzinach i wychowywaniu dzieci to żadna z nich nie przygotowała mnie emocjonalnie na tego małego człowieka. Bo na bycie mamą po prostu nie można się przygotować.
Zaległości
w spaniu pomieszane z nieporadnością i niepewnością czy aby
wszystko robi się okey, powodują emocjonalne eksplozje w mózgu. Do
tego schodzące z człowieka hektolitry hormonów, bolące cztery
litery i fale atakujących poporodowych skurczów. Od śmiechu do
płaczu, mix uczuć jak na twarzy pacjenta szpitala psychiatrycznego.
Ale
jakimś cudem już po tygodniu zapominasz o istnieniu smółki i
zwiniętego, strupiałego pępka. Po dwóch, trzech tygodniach
przyzwyczajasz się do ulewania, rzygania i kupy wylewającej się na
plecy twojego świeżo ubranego człowieka.
A
potem ty i mikroczłowiek zaczynacie się docierać i coraz lepiej
dogadywać, wiecie czego możecie się po sobie spodziewać, jak na
siebie reagować i jak się sobą cieszyć.
No
i jakoś to się turla, po drodze która staje się dla naszej małej rodziny coraz
przyjemniejsza.
Zdjęcie wykonała: Maua Fotografia |
W
piątek minęło 6 tygodni od narodzin Apolonii i wciąż martwię
się o nią tak samo jak wtedy kiedy była w brzuchu. Wiem, że to na
pewno nigdy się nie zmieni.
I
najważniejsze jest, to że z dnia na dzień jestem nie tylko coraz
bardziej wyczerpana, ale przede wszystkim coraz bardziej SZCZĘŚLIWA.
Pola chyba też, bo jeszcze częściej się do nas uśmiecha, a na
znak uznania jej brzuszek wysyła wesołe piardy, które cieszą
bardziej niż stan konta po wypłacie.
Najważniejsi <3 |