- Mój Jaś to ma już pierwszy ząbek.
- Pff... Moja Aldonka to już dawno ma 3!
Uwaga, uwaga, w
wyścigu o ilość niemowlęcych zębów Aldonka wysuwa się na
prowadzenie!
Wśród
matek trwa nieustanna batalia na dzieci. Które to ma więcej
ciuszków, a ładniejszych, a droższych. Kto pierwszy zaczął
chodzić, czworakować, pełzać. Kto dostał pierwszy stałe
pokarmy, komu to pierwszemu kupa weszła w drugą fazę, a kto
zakończył etap ulewania. Porównania nie mają końca a matki
pieklą się kiedy ich pociecha zostaje gdzieś daleko z tyłu. Do
tej pory stałam obok całego tego zamieszania, z boku obserwowałam
jak rodzice (ci bardziej i mniej dla mnie znajomi) rozpisują się w
internecie o sukcesach swoich pociech, pozostali lajkują i słodko
komentują, gotując się wewnątrz z zazdrości i przygotowując się
do kontrataku.
- Córka Joli ma już kolczyki, widziałam na FB. Nasza też musi mieć! Jutro umawiam nas do kosmetyczki. - No koniecznie, bo bez kolczyków dziecko w prawdziwym świecie sobie przecież nie poradzić!
I
byłabym takim zdystansowanym cwaniakiem, śmiejącym się z
zachowania innych, gdyby nie ostatnie wydarzenie, które rozsadziło
mnie od środka, jak bomba z opóźnionym zapłonem rozerwało mnie
na kawałki.
Ale
od początku...
Apolonia
ma wzmożone napięcie mięśniowe dlatego od 4 miesiąca jej życia
uczęszczamy do Ośrodka Wczesnej Interwencji. Wizyty u Pani doktor,
kontrola, rehabilitacja, neurolog, nic przyjemnego, ani dla mnie, ani
tym bardziej dla małej. Niestety to zło konieczne, więc zaciskamy
zęby (Pola na razie same dziąsła) i robimy co trzeba. I już mi
się wydawało, że zlepiłam się z tą sytuacją, że już oswoiłam
się z myślą, że jej tempo rozwoju fizycznego sprinterskie nie
będzie, a złota na Olimpiadzie wcale zdobyć nie musi, aż tu
naglę...
- Moja mała już raczkuję – Dostaje smsa od koleżanki.
- Super! Tak szybciutko jej poszło, bardzo się cieszę! - Odpowiadam czując radość z ich wspólnego sukcesu.
Odkładam
komórkę i wracam do zabawy z moim małym człowiekiem, a mój mózg
przetrawia przyjętą wiadomość: raczkuję, a jak raczkuję to i
siedzi, a jak siedzi to i pełzanie ma za sobą, a starsza jest
przecież tylko o miesiąc. O Boże, Boże... Czy my też zdążymy w
miesiąc? Czy my za mało nie robimy? Czy nie jesteśmy do tyłu z
tym wszystkim? Na moje zwoje mózgowe wylewa się podpałka,
wątpliwości i pytania rzucają zapałkę i już pali się ognisko
paniki w mojej głowie! Odruchowo zaczynam obgryzać skórki palców,
tak jak wtedy kiedy jakiś ważny deadline zbliża się w
przyśpieszonym tempie. Tik tak, mamo Apolonii – TIK TAK!
Kolejna
wizyta u pani doktor w Ośrodku, uspokajanie i wsparcie męża,
obserwacja Apolonii i tony jej uśmiechu - po 3 dniach wyhamowuję, a
skórki palców powoli się goją.
Na
krótką chwilę zarejestrowałam nas w wyścigu szczurzątek,
dostałyśmy numer i plecak pełen presji. Ale pieprze to, nie
takiego macierzyństwa chcę. Mamy swoje tempo i swoje sukcesy, może
i mniejsze, może wolniejsze. Będę się jeszcze do tego
przyzwyczajać, będziemy ćwiczyć i ciężko pracować, a jak mała
zacznie czworakować i stawiać pierwsze kroki będę ryczeć jak
bóbr.
Tylko
nie chcę się już z nikim więcej ścigać, nie warto.
- Ty się mamo nie denerwuj. Ja sobie tu poleżę i poczytam. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz