wtorek, 29 października 2013

Przykucie

Przykucie do łóżka nie zawsze wiąże się z dzikim seksem i puchatymi różowymi kajdankami.


Na własnej skórze przekonuję się, że czasem chodzi o inny rodzaj łóżkowej gry - przymusowe przyszycie sobie do tyłka materaca, wciśnięcie pod szyje zestawu poduszek i możliwość chodzenia po domu na odległość 3 m po linii prostej, niczym na więziennym spacerniaku.

Jak widać moja mała @ już od maleńkości zażyczyła sobie mocno leniwy tryb życia i wygląda na to, że nie zamierza odpuścić. Cwaniak już nieźle zaczął mną rządzi i mieszać w trybie dnia.

Ale, że rozsądna ze mnie kobieta (Bóg mi świadkiem, że robię co mogę!!!) to dla dobra mojego rosnącego brzuchola, staram się słuchać Pana doktorka i internetowo wyedukowanego na temat mojej przypadłości męża. 
Dystansuję się do całej sytuacji wyobrażając sobie, że od paru dni jestem na ekskluzywnych wakacjach w 5 gwiazdkowym hotelu, gdzie służba miota się wokół mnie w popłochu wyręczając mnie z najprostszych czynności, podczas gdy ja obijam się królewsko, popijając trunki kolorową słomką. 
Staram się nie zauważać miotającego się po podłodze kurzu i sterty ciuchów wołających błagalnie z kosza „proszę wyprasuj nas!”. A okna w domu wcale nie są brudne, po prostu zaatakował je bliżej niezidentyfikowany jesienny pył.

No i tak namiętnie lecą mi ostatnie dni - spacer na sikanko, spacer po herbatę, spacer na sikanko i znów herbata. Ach...Ten smak popijanej mięty, rumianku i melisy, jakże kuszący! Najlepsze drinki Beaty tego nie pobiją, mówię wam :p

PS W zeszłym tygodniu mała @ zaczęła się ruszać, muskając delikatnie mój brzuch i regularnie zaznaczając swoją maleńką obecność. To tak genialne uczucie, że już wybaczyłam jej te przymusowe, drobne niedogodności!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz